
Dlaczego zaczęłam biegać, choć nigdy tego nie lubiłam
To zdecydowanie nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ze wszystkich sportów, jakie uprawiałam w życiu bieganie podobało mi się najmniej. Chociaż nie.
Nie podobało mi się wcale. Nie lubiłam go nawet mimo tego, że nieźle mi wychodziło. Chodziłam do szkoły o profilu sportowym i choć nie byłam w typowo sportowej klasie, to biegałam bardzo dobrze, więc szkolni trenerzy zabierali mnie na zawody. Sztafety, biegi na 100, 400, czy 600 metrów zawsze klasyfikowały mnie w czołówce stawki. Szkoła jednak się skończyła, a wraz z nią moje bieganie. Wybierałam wszystkie aktywności, poza tą jedną. Nawet za starych czasów, kiedy na początku pracy chodziliśmy razem z Tomkiem na siłownię, omijałam bieżnię szerokim łukiem. Orbitrek, wiosła, cokolwiek, tylko nie biegi.
W ostatnich latach miałam kilka wiosennych zrywów, w czasie których pobiegłam kilka razy. I tyle. Nie zaskoczyło. Aż do teraz. Co się stało, że zaczęłam biegać regularnie?
Wszystko zaczyna się w głowie
Także bieganie. Nie zapragnęłam nagle biegać. Nie poczułam wielkiej chęci, albo porywu serca w tym kierunku. Był to raczej wynik zdroworozsądkowej analizy i racjonalnych przesłanek, bo:
– nie potrzebuję do tego dodatkowych sprzętów/karnetów/miejsca
-mogę to robić w dowolnym momencie i nie marnuję czasu na dojazdy np. do klubu fitness
– mogę to robić na wsi, na której spędzamy letnie weekendy
– mam od razu załatwioną odpowiednią dawkę świeżego powietrza
– no i na końcu nie mniej ważne – możemy to robić razem z Tomkiem.
Bo to Tomek zaczął biegać na wsi – biega od grudnia zeszłego roku i robił to także wtedy, kiedy wiosną zaczęliśmy wyjeżdżać na sobotę i niedzielę. Na początku patrzyłam na jego niczym nie zmąconą systematyczność z podziwem i trochę z zazdrością, aż pewnego razu postanowiłam spróbować.
Początki
Jak to z początkami bywa, nie było łatwo. Ale z drugiej strony nie było aż tak trudno, jak się spodziewałam. Byłam pewna, że zawrócę po 5 minutach, a tymczasem wytrzymałam około 30. To była sobota i myślałam, że w następnego dnia będę umierać, a tymczasem…w niedzielę pobiegliśmy znów. Od tego momentu nie ma weekendu bez biegania. W tygodniu biegam wieczorami, zwykle w okolicach 21.00 – 22.00 kiedy na zewnątrz jest już chłodniej.
Tempo
To jest podobno błąd osób, które dopiero zaczynają bawić się w bieganie – biegają za szybko, przez co równie szybko się zniechęcają. Tymczasem przynajmniej a początku nasz bieg powinien być czymś pomiędzy truchtem, a szybkim marszem – wysiłek który wykonujemy nie może być przez nas odczuwany jako nieprzyjemny. Jak jeszcze znaleźć odpowiednie tempo? Poszukać swojego tzw. „tempa konwersacyjnego” czyli takiego, podczas którego jesteśmy w stanie prowadzić swobodną rozmowę i nie tracić tchu.
Dla mnie np. Tomek biega za szybko, więc wygląda to tak, że zaczynamy razem, a potem biegamy już w odległości od siebie, ewentualne mijamy się co pewien czas, przebijamy piątkę i każde biegnie dalej po swojemu.
Za wolno nie istnieje
Przynajmniej na początku. Jeśli chcesz wkręcić się w bieganie nie doprowadzaj swojego organizmu na skraj wytrzymałości. Mroczki przed oczami nic ci nie dadzą, a tylko zniechęcą. Kiedy czuję większe zmęczenie, zwalniam, zamieniam bieg na szybki marsz, łapię kilka głębokich wdechów i probuję doprowadzić mój organizm do stanu, w którym poczuję się komfortowo.
Tak samo robię, kiedy czuję, że mam gorszy dzień – nie odpuszczam biegania, ale wtedy procent marszu do biegu znacznie się zwiększa. Nic na siłę. Liczy się, że wyszłam z domu. A godzina porządnego marszu połączonego z napinaniem mięśni brzucha, nóg i pośladków to też całkiem spora ilość spalonych kalorii.
Dystans
Tak naprawdę żadne „osiągi” mnie teraz nie interesują. Pilnuję tylko tego, by mój bieg trwał około godziny. Ile w tym czasie przebiegnę – to nieistotne. Jedyne, na co patrzę poza czasem to ilość spalonych kalorii 😉 Tak, to są zdecydowanie motywujące liczby! Podczas godzinnego biegu spalam około 600 – 700 kcal. No i jak tu nie lubić biegania??
Częstotliwość
Co za dużo, to nie zdrowo – także w bieganiu. Zwłaszcza, jeśli bieg odbywa się po twardych chodnikach, które są wyzwaniem dla naszych mięśni, kości i stawów. Dlatego trzy-cztery razy w tygodniu w zupełności wystarczy. Nogi będą miały czas i szansę na regenerację, dzięki czemu będzie nam się biegało łatwiej i przyjemniej. Bo chodzi właśnie o to by mieć frajdę z biegania i unikać kontuzji… to żadna przyjemność znów zaczynać od początku i znów nie móc złapać tchu. Dlatego trzeba też uważać na zbyt duże przerwy.
Co radzą eksperci?
„Jeżeli zaczynasz treningi biegowe od zera, postaw na trzy 20-minutowe marszobiegi w tygodniu. Co tydzień staraj się truchtać nieco więcej, a iść mniej, aż pokonasz 20-30 minut ciągłym biegiem. Przez kolejne tygodnie staraj się osiągać tempo konwersacyjne, a kiedy ono przestanie Ci wystarczać (po co najmniej 4 tygodniach, a najlepiej 8), podkręć tempo (plus spalanie kalorii i wzrost formy), dodając jeden z tych elementów na koniec jednego treningu w tygodniu: cztery 20-sekundowe odcinki w możliwie najszybszym tempie, trzy 30-sekundowe podbiegi na wzniesienie lub sześć kilkunastometrowych sprintów. W przerwach truchtaj 2 minuty do wyrównania oddechu.” – takie zalecenia trenerki Ewy Samborskiej – Wcisło znalazłam na portalu Women’s Health.
Pozostałe korzyści i ciekawostki, które zauważyłam biegając
Choć za mną dopiero kilkanaście biegów, nie da się tego nie zauważyć. Bieganie rewelacyjnie wpływa na nogi. To w sumie oczywiste i mało odkrywcze, ale nie sądziłam, że efekty pojawiają się tak szybko. Tymczasem po niecałym miesiącu biegania widzę sporą poprawę w wyglądzie i napięciu skóry, zwłaszcza na udach i nad kolanami. I to są dla mnie baaaaardzo miłe spostrzeżenia – chyba będę musiała z tej okazji rozejrzeć się za nową sukienką 😉
Endofriny! To niesamowite, ale podczas biegania przychodzi mi do głowy mnóstwo nowych pomysłów. Kiedy minie pierwsze zmęczenie i organizm przyzwyczai się do tego, że biegnie, momentami czuję się jak na skrzydłach! Łapię takiego wewnętrznego powera, że czuję, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Cudowna sprawa!
Najbardziej jednak zaskoczył mnie fakt, że im dłużej biegnę, tym jestem mniej zmęczona. Zawsze myślałam, że jest odwrotnie! Już kilka razy zdarzyło się, że wybiegając czułam, że to nie mój dzień i że będzie dobrze, jak zrobię jedno 20-minutowe okrążenie osiedla, a potem robiłam trzy i mogłabym jeszcze. Najgorzej jednak jest się zatrzymać. To wtedy dochodzi do mnie zmęczenie, dlatego robię wszystko, by nie stawać podczas biegu.
A Wy lubicie biegać, czy wybieracie raczej inne formy ruchu?
woow dziewczyno! brawo dla Ciebie! Ja ostatnio zawzięlam się w sobie i robię brzuszki i przysiady codziennie przez jakiś kwadrans.Może to się wydawać, że to mało, ale jak na mnie co to całkiem sporo. Masz przepiękny brzuch! Pozdrawiam gorąco!
Ewa, tak naprawdę najważniejsze jest to, że zaczęłaś robić coś dla siebie i swojego ciała i nie ważne, ile to trwa. Być może po jakimś czasie złapiesz bakcyla i będziesz chciała więcej, np. dorzucisz do tego szybsze marsze. Każda minuta, którą poświęcasz swojemu organizmowi zaprocentuje. Trzymam kciuki za Ciebie!
Wow chyba mnie przekonalas 🙂 Zbieram się do biegania już od dłuższego czasu , ale też nie lubię , albo może tak jak Tobie tak mi się wydaje . Dzisiaj wieczorem spróbuje , może też się wkrece . Pozdrawiam
Edyta, w takim razie trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno! Biegaj, truchtaj, maszeruj, spaceruj, wszystko jedno co, byleby ruszać nogami. Wrzuć sobie na słuchawki ulubioną muzykę, niech to będzie Twoja chwila dla samej siebie. Zobaczysz, jak fajnie można się po tym poczuć. No i koniecznie daj znać, jak było – ja też dziś biegam 😉
Kurczę , wczoraj wieczorem miałam niespodziewanych gości więc nic z tego nie wyszło , ale dzisiaj ruszam . 🙂
Nie zapomnij mi napisać, jak było! 😉
No to biegalam.????wczoraj i dzisiaj po 5 km. Dzisiaj w deszczu i sama sie do siebie smialam. Bylo bosko! Dziekuje???? A biegasz z muzyka? Bo mnie wlasnie ona niesie i pozwala przetrwac kryzysy..
Brawoooo dla Nataii! ;-)) No ekstra Kochana, gratuluję motywacji, 5 km i to jeszcze w deszczu! Biegam bez muzyki, przynajmniej jak na razie, poza tym przeszkadzają mi dodatkowe sprzęty…ale myślałam o tym i chyba muszę się rozejrzeć za bezprzewodowymi słuchawkami. To kiedy następny bieg??
Jutro. Dzisiaj brzuszki i wczesnie spac bo jutro pierwsza w zyciu mammografia i stres okropny chociaz to tylko kontrola…
Natalia, no i jak po tej kontroli?
Pani mna tak wykrecala ze nie wiedzialam ze tak mozna…. ale jes ok. Kolejna za 2 lata. Na 40tke…
Badajmy sie dziewczyny…
Zdecydowanie jestem za! My za to w czwartek razem z Tomkiem idziemy na coroczne badanie znamion.
Nie wiem dlaczego wykrzykniki pokazuja sie jako znaki zapytania????
A co do znaków zapytania – chyba wordpress doprasza się aktualizacji ;-))
Ja też , ja też 🙂 trochę wstyd się przyznać , ale dopiero dzisiaj pobiegłam … Zawiozlam dziecko do żłobka autobusem , a z powrotem biegiem 🙂 Wprawdzie nie jest to długi dystans , raptem 3 przystanki , ale zawsze coś ! Jakie wrażenia ? Moja kondycja : mniej niż zero ! Nie powiem , że kocham ten sport , ale satysfakcja jest ogromna i na pewno będę próbować dalej . Martus zmotywowalas mnie , tak fajnie to wszystko opowiedzialas , że naprawdę zachcialo mi się spróbować . Gratulacje i buziaki :-*
Edyta, żaden wstyd! Najważniejsze, że pobiegłaś, że się zorganizowałaś, znalazłaś czas i miejsce. To się liczy!No i pomyśl, że z każdym dniem będzie lepiej, z każdym dniem będziesz w stanie pobiec dalej i mniej będziesz się męczyła. Oczywiście, później też będziesz miała lepsze i gorsze dni, ale liczy się to, że jednak nie wsiadłaś do tego autobusu i nie wróciłaś nim do domu, tylko przebiegłaś te przystanki. Że zrobiłaś krok w stronę swojego lepszego zdrowia i samopoczucia, a nie swoją wygodę. Brawo, brawo, brawo, jestem z Ciebie mega dumna! To kiedy kolejny raz? 😉
Codziennie rano będę go zawozić autobusem ubrana do biegania i postaram sie jak najczesciej , mam nadzieję , że tym razem będę konsekwentna 🙂
Nie wiem czemu poszło jako anonim :O
Nie ma problemu, wiedziałam, że to Ty 😉 I jak dzisiejszy poranek? Udało Ci się pobiegać?
No niestety , kobiece sprawy 🙁 W poniedziałek pobiegam już na Mazurach . Miłych wakacji 🙂
Wzajemnie, trzymam kciuki za kolejne biegi!
Też zaczęłam biegać. Kilkanaście razy dało w sumie 52km. Cieszę się jak nie wiem co, dla mnie 5 km to niebywałe osiągnięcie 🙂 Trochę zazdroszczę mężowi, który biega 10km bez mrugnięcia okiem, dla mnie to brzmi jak maraton ;))) Pozdrawiam znad morza!
Joasiu, to piękny dystans! Nieważne ile biegasz za jednym razem, nie liczy się czy to było 5, czy 10 km – ważne, że robisz to dla siebie, że sprawia Ci to przyjemność i że chcesz więcej. Tomek też robi po kilkanaście kilometrów – ja zwykle 6-10 (zależy od dnia) ale nie porównuję się z nim – to są moje biegi, po moje zdrowie i dobre samopoczucie, a nie wyścig.
Ściskam i trzymam kciuki za kolejne kilometry. Kiedy teraz biegniesz? Ja szykuję się na dziś o ile pogoda pozwoli 😉
Staram się co 2-3 dni, ale u nas pogoda jest tak paskudna, że trudno wyjść z domu – jak nie wieje to leje, takie mamy lato nad morzem 🙁